Przyczynkiem do niecodziennej wyprawy, którą odbyliśmy w ubiegłą sobotę stał się email otrzymany 27 kwietnia br. Autorem listu był Bart G., student architektury zamieszkujący w amerykańskim stanie Wisconsin.
Jak się okazało z późniejszej korespondencji, architektura nie jest jego jedyną pasją. Od szeregu lat poznaje historię swojej rodziny, przybyłej do Stanów pod koniec XIX wieku z dalekiej Europy - Königreich Preußen - Kreis Naugard - Rosenow.
Przeglądając witryny w poszukiwaniu „korzeni” natknął się na moją stronę z zamieszczonym w niej kościołem we wsi Rożnowo (Rosenow). Planując spędzenie dwóch semestrów w Kopenhadze postanowił odwiedzić ziemię swoich przodków. Nie znając realiów komunikacji w naszym kraju poprosił mnie o pomoc. Nie mogłem odrzucić takiej prośby. Nie znając angielskiego w przedsięwzięcie to wplatałem kolejne osoby. Od samego początku swą pomoc zadeklarował ks. Juliusz Sz., niezastąpiony tłumacz, który miał również użyczyć swojego auta, by zawieść nas na miejsce. Niestety, nagle i z przyczyn od nas niezależnych, w podróży tej nie mógł uczestniczyć. Rozpoczęło się więc rozpaczliwe poszukiwanie kierowcy i tłumacza. Z pomocą przyszli moi znajomi, rodzeństwo Elżbieta i Piotr Ł.
Ustalonego dnia i o umówionej godzinie stawiliśmy się na peronie Dworca Głównego w Szczecinie … oczywiście z kartką zawierającą imię i nazwisko naszego Gościa w ręku. Napięcie rosło … tym bardziej, że niemiecki pociąg z Angermünde opóźniał swoje przybycie. Pewnie nasi kolejarze przytrzymali go troszkę na czerwonym …
Kiedy zajechał rozpoczęło się przełamywanie pierwszych lodów. Nie trwało to długo … Bart okazał się niezwykle sympatycznym człowiekiem, pełnym wewnętrznej radości i pokoju. W drodze do Rożnowa z powodzeniem zaspokajał naszą ciekawość … sam zresztą również zadawał wiele pytań. Po dotarciu na miejsce okazało się, że miejscowa wspólnota uczestniczy w uroczystej Mszy św. z okazji odpustu - święta swojego patrona, którym jest św. Antonii. Nie chcąc zakłócać uroczystości obeszliśmy kościół i północną część wsi. Bart wydobył swój aparat i zaczął fotografować z zaciętością japońskich turystów … rozumieliśmy wszystko. Po zakończeniu Eucharystii, dzięki życzliwości ks. proboszcza i miejscowych ministrantów, zwiedziliśmy wnętrze kościoła, w którym pradziadowie Barta przyjmowali chrzest i zawierali związki małżeńskie …, nawet nie śmialiśmy pytać o odczucia, wrażenia … .
Po wyjściu z kościoła udaliśmy się w południową cześć wsi. Bart, w którym jak się okazało wcześniej, płynęła farmerska krew, postanowił odwiedzić jedno z gospodarstw. W gościnne progi swojej własności wprowadził nas Pan Jerzy O., odkrywając przy okazji przed naszym gościem blaski i cienie polskiego rolnictwa. Za tę chwilę serdecznej rozmowy jeszcze raz w tym miejscu pragniemy Panu Jerzemu podziękować. Wielkim zaskoczeniem okazało się odkrycie we wsi reliktów minionej epoki i jej tworu w postaci sklepu „GS” (Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska”), z okolicznościowymi hasłami wypisanymi na jego zewnętrznych ścianach, „Każdy mieszaniec wsi członkiem GS” i „Sklepy GS to źródło korzystnych zakupów”. Obok domów i zagród sprawiających wrażenie „zatrzymanych w czasie” trafiały się prawdziwe rarytasy. Fotografując jeden z nich usłyszałem, wypowiedzianą podniesionym głosem, dezaprobatę dla moich poczynań - „ a kto Panu pozwolił robić zdjęcia, ładnie to tak …”. Po chwili rozmowy i wyjaśnień, właścicielka posesji okazała się z natury bardzo sympatyczną osobą. Rozstaliśmy się więc w pokoju.
Gdy Bart nasycił swą duszę wrażeniami, udaliśmy się do pobliskiego Maszewa w celu nasycenia również naszych ciał. Zamykając menu, Bart wypowiedział pragnienie zjedzenia czegoś typowo polskiego. Wybraliśmy żur i schabowego. Podano nam te przysmaki w iście polskich ilościach. Bart zrobił duże oczy, a my tylko uśmiechnęliśmy się ze zrozumieniem. Wybór okazał się trafny, nasz Gość docenił wyrafinowany smak naszych potraw i obowiązkowo zrobił zdjęcia.
Nieco ociężałym krokiem udaliśmy się do samochodu i w drogę powrotną. Postanowiliśmy jeszcze nawiedzić zamek w Pęzinie oraz brzeg Jeziora Miedwie w Morzyczynie. Do Szczecina dotarliśmy o 17:55. Pozostały do odjazdu czas spędził Bart w towarzystwie Elżbiety, poznając uroki Zamku Książąt Pomorskich i Wałów Chrobrego oraz w domu moich znajomych.
Żegnając się wymieniliśmy kilka ciepłych słów i …, tak zakończyła się ta niezwykła sentymentalna podróż, pozostawiając po sobie pewien niedosyt, zbyt krótkiego czasu, który został nam dany.